Świetny debiut w barwach Podhala zaliczył Marcin Michota. To jego trafienie dało zwycięstwo nowotarżanom w sobotnim starciu z rezerwami Korony Kielce.
Nie było to łatwe spotkanie, ale cel jakim było zwycięstwo na inaugurację rundy wiosennej udało się zrealizować…
– Spodziewaliśmy się trudnej przeprawy. W nogach mamy jeszcze okres przygotowawczy, a przyjechała do nas młoda, wybiegana drużyna. Tak jak mówisz, najważniejsze że wygraliśmy. Mimo że z kilku fragmentach piłka latała nam nad głowami, to kilka akcji w naszym wykonaniu mogło się podobać. Cieszymy się, że daliśmy trochę radości kibicom, którzy długo czekali na wygraną na własnym stadionie.
Miałem wrażenie, że szczególnie w pierwszej połowie chcieliście bardzo, ale niewiele wam wychodziło…
– Mocno zaczęliśmy. Dobrze czuliśmy się fizycznie. Wiedzieliśmy, że nie możemy się dać rozpędzić młodej drużynie Korony. Próbowaliśmy szybko narzucić swój styl. Trochę plany pokrzyżował nam wiatr. Na szczęście w przerwie trochę zmodyfikowaliśmy naszą taktykę i to przyniosło efekt.
W momencie kiedy wydawało się, że przejmujecie kontrolę nad meczem, straciliście gola. To mogło zdeprymować..
– No tak. Dostaliśmy gola, który nie powinien się nam przytrafić. Dobrze jednak zareagowaliśmy i pozytywne jest to, że potrafiliśmy z tak mocnym przeciwnikiem odwrócić losy spotkania
Ten mecz pokazał jak istotne są stałe fragmenty gry. W taki sposób padły w tym meczu wszystkie gole..
– Każdy trener przywiązuje wagę do stałych fragmentów gry. Również my bardzo dużo pracujemy nad tym elementem. Mamy świetnych do tego wykonawców, z dobrze ułożoną stopą. Tutaj też troszkę wiatr sprawiał problemy, bo ta piłka w powietrzu momentami zachowywała się nie naturalnie, ale ważne że ten element przyniósł nam dwa gole.
Ty masz dodatkowe powody do radości, bo choć jesteś obrońcą i nie wymaga się strzelania bramek od Ciebie, to właśnie gol na wagę zwycięstwa był dzisiaj Twojego autorstwa. Zdarzało Ci się w debiucie w nowej drużynie strzelić już wcześniej gola?
– Tych debiutów za dużo nie było w mojej karierze. Choć mam już 26 lat to Podhale jest moim dopiero 3 klubem. Wcześniej grałem w Motorze i Lubliniance i tam gola w debiucie nie zdobyłem. Fajnie, że w taki sposób zaczynam swoje występy w Podhalu. Byłem mocno zmotywowany przed tym meczem. Chciałem samemu siebie udowodnić, że potrafię wnieść coś pozytywnego do zespołu. Nie ukrywam, że bramka dała mi dużo satysfakcji, czemu dałem wyraz cieszynką w formie gwiazdy. To był taki mój powrót do przeszłości, bo będąc młodym chłopakiem w ten sposób właśnie fetowałem zdobywanie goli.
Troszkę cień na Twój występ rzuca ta żółta kartka, którą złapałeś w pierwszych minutach. Ona w jakiś sposób Cię ograniczyła na kolejne minuty?
– Szczerze powiem, że zaraz po tym faulu bałem się, że arbiter pokaże mi czerwoną kartkę. Nie było w moim zagraniu żadnych złych intencji, ale noga nieszczęśliwie poleciała mi po piłce do góry i wyglądało to na takie boiskowe „sanki”. Na szczęście arbiter na chłodno podszedł do tej sytuacji i pokazał mi żółtą kartkę, co myślę że było adekwatne do przewinienia. A czy ta kartka mi ciążyła? Raczej nie. Szczerze, powiem że wymusiła ona na mnie zdecydowanie większą koncentrację i grało mi się nawet lepiej.
Teraz przed wami mecz z Avią Świdnik, czyli dla Ciebie mecz szczególny…
– No tak. Nie da się ukryć, że jako wychowanek Motoru Lublin nie darzę tego zespołu sympatią i nie ukrywam, że mecze przeciwko Avii wywołują we mnie szczególne pokłady emocji i adrenaliny.
Rozmawiał Maciej Zubek